Aktualnie moje bieganie nie przypomina tego sprzed ciąży. W
sumie to miałam się nie zapisywać na starty tylko cały wysiłek włożyć w
treningi. Jednak o biegu Wedla słyszałam tyle dobrego, że chciałam zobaczyć jak
to jest na własnej skórze.
Na bieg zapisałam się jak tylko wystartowały zapisy, bo
pamiętam, że w 2016 roku szybko skończyły się wolne pakiety. Szczerze to nawet
nie pamiętam czy zaznaczyłam pakiet goły czy z koszulka. Wiele osób biegających
od lat mówiło mi, że Bieg Wedla jest wyjątkowy i panuje fantastyczne atmosfera,
chciałam to poczuć.
Pakiet do odbioru był w sklepie biegowym Ergo, osoba
wydająca wiedziała, co zaznaczyłam. Okazało się, że wybrałam pakiet bez koszulki,
czyli dostałam tylko numer :-) Tu się trochę zdziwiłam, bo bieg Wedla i zero
dodatków od sponsora. Zdziwienie minęło i nastało oczekiwanie na bieg.
Dzień przed startem organizator wrzucił info na Facebooka, że
kiepskie warunki na trasie. Organizator powiadomił, że jest lód, ale w dniu
startu służby miejskie będą posypywać trasę piaskiem. Faktycznie w piątek było
ślisko, ale wieczorem była temperatura dodania. Mi jakoś ten lód nie przeszkadzał,
najwyżej pobiegłabym trochę wolniej. Jednak pod wpisem organizatora pojawiły
się komentarze. Komentarzy było wiele, ale mi zapadły te, które nawoływały do
zmiany daty biegu oraz te gdzie biegacze martwili się o złamania. Jak
zaczynałam biegać uczono mnie "trenuj w każdych warunkach, bo nie wiesz,
co cię spotka w dniu startu" "ciężkie treningi, łatwe starty ".
Cieszę się, że organizator nie dał się namówić na zmianę daty. Zapisując się na
bieg w styczniu czy w lutym zdajemy sobie sprawę z tego, że trwa zima i śnieg,
lód czy duży minus może wystąpić. Tak samo w czerwcu czy lipcu może, ale nie
musi być bardzo ciepło.
Szykując się na bieg miałam gotowe wszystko od krótkich
spodenek do ciepłej biegowej bluzy. Przygotowane też były dwie pary butów,
Vomero 10 na łatwiejsze warunki terenowe i Wildhorse 3 jak było by gorzej.
Sobota 18.02.2017 Warszawa Bieg Wedla.
Krótkie spodenki to była by mała przesada, bo bardzo ciepło
nie było, ale było przyjemnie. Trasa dobrze znana, po Parku Skaryszewskim,
czyli tam gdzie biegłam Biegi Noworoczne, Praską dychę czy Parkrun. Na miejscu
zobaczyłam nawierzchnie, lodu za dużo nie widziałam, był śnieg, kałuże wody i
piasek sypany przez służby. Byłam prawie pewna, że biegnę w Wildhors'ach, utwierdził mnie w moim myśleniu Dominik (Pacer z Nike+Run Club). Na miejscu
oczywiście spotkałam wielu znajomych oraz przyjaciół m.in z Rembertów Team.
Trochę rozmów, mała rozgrzewka i godzina szybko zleciała.
Równo o 12 wystartowaliśmy, przed nami było 5,4 km, czyli 3
kółka po parku. Pierwszy kilometr jakoś
poszedł, a za nim pierwsze kółko. Jednak im dalej tym gorzej. Do formy sprzed
ciąży to mi daleko, z każdym kilometrem wolniej. Do braku formy doszedł ból
łydki, najpierw jednej po chwili drugiej. Miałam już zejść do marszu, ale
pojawił się kolega Jacek z Rembertów Team i zaczął mi towarzyszyć. Tak miło się
rozmawiało, że zapomniałam o bólu i z czasem 00:40:04 dotarłam na metę.
Na mecie oczywiście medal oraz torba z niespodzianką, w
torbie pakiet od sponsora, czyli dyplom, 3 czekolady i ręcznik. Na miejscu
można było się rozgrzać ciepłą czekoladą do picia i posilić posiłkiem
regeneracyjnym (chyba grochówka).
Dla mnie bieg jak bieg, super wrażenia nie zrobił. Duży plus
to ręcznik, koszulek z biegów mam dużo, a ręcznik pierwszy. Były też minus
związany z depozytem, ale ja go nie odczułam, (bo nie korzystam z depozytów) to
pisać o tym nie będę.
Szkoda, ze zapisalam sie zanim to przeczytalam ;-) zobaczę jakie będę mieć wrażenia.
OdpowiedzUsuń