Jak się dowiedziałam, że ruszyły zapisy na ten bieg
pomyślałam nie biegnę. I długo się tego trzymałam, aż dowiedziałam się, że ten
bieg to będzie bieg na stulecie stołecznego klubu. Chwilę się jeszcze
zastanawiałam, bo było to już, gdy wiedziałam, że nie mogę szybko biegać.
Ostatecznie analizując wszystkie za i przeciw zapisałam się na bieg.
04.06.2016
Sobotnie ciepłe popołudnie idealny czas na bieg. Bieg
rozpoczynał się wieczorem o godzinie 21:16, jednak przed biegiem był jeszcze
marszobieg. Licząc się z możliwymi zamknięciami ulic wybrałam się na bieg
troszkę wcześniej. Dzięki przybyciu na
miejsce wcześniej miałam okazję zobaczyć, co przygotował organizator. Było duszno, ale na miejscu wśród biegaczy
już panowała ta niesamowita atmosfera przedstartowa. Czas szybko mijał, do
startu zostawało coraz mniej czasu. Udało mi się spotkać ze znajomymi i poznać
nowych fantastycznych ludzi.
Na chwilę przed startem udałyśmy się z dziewczynami na
start. Po znalezieniu wejścia do strefy startowej był czas jeszcze na ostatnie
rozmowy i małą rozgrzewkę. Jak przed każdym meczem stołecznego klubu, tak i
przed tym biegiem został odśpiewany Sen o Warszawie Czesława Niemena.
Wszyscy wystartowali.
Początek prosty i szeroki, jednak już za pierwszym zakrętem czyhała
niespodzianka. Niespodzianką tą był podbieg Agrykolą. Cała masa treningów i
biegania po górkach zrobiła swoje, bo dla mnie nie było problemu, choć w
najlepszej formie biegowej nie jestem. Kolejne kilometry prowadziły nas przez
centrum miasta, następnie przez most.
Wzdłuż trasy było bardzo dużo kibiców mniej i bardziej znanych, ale dzięki kibicom
biegnie się znacznie lepiej. Za mostem biegliśmy koło stadionu narodowego,
dobiegając do stadionu widać było fajerwerki. Za stadionem powrót na lewą
stronę Wisły i kilka kilometrów do mety. Na kilkadziesiąt metrów przed metą było bardzo
dużo kibiców. Byli bębniarze jak na stadionie zagrzewający do sprintu przed
metą, ale był też jeden specjalny kibic. Dla mnie jeden z najważniejszych,
mianowicie mój trener Kuba. Jak go zobaczyłam i usłyszałam od razu dostałam
dodatkowej siły i energii.
Na mecie znalazłam się po ponad godzinie biegu, a dokładnie
01:03:16, od rekordu życiowego daleko, ale tyle mogłam pobiec. Ja jestem zadowolona.
Po biegu było jeszcze kilka minut rozmowy z znajomymi i
trenerami, a później powrót do domu. Życiówki nie zrobiłam, ale byłam aktywna,
bawiłam się świetnie i poznałam nowe fantastyczne osoby.
Już teraz wiem, że w dziennym Biegnij Warszawo w 2016 roku na pewno nie wystartuję, ale ten będę wspominać miło .
Już teraz wiem, że w dziennym Biegnij Warszawo w 2016 roku na pewno nie wystartuję, ale ten będę wspominać miło .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz